Włosi mają dość kopiowania ich kuchni. Sprawa stała się polityczna
Niech podniesie rękę, kto choć raz był w restauracji obiecującej włoskie specjały, a po posiłku poczuł lekkie rozczarowanie. Niby carbonara, a ze śmietaną, pomidorkami koktajlowymi, „żeby na talerzu coś się działo”. Albo wprawdzie danie jest przygotowane zgodnie ze sztuką, ale prawdziwy miłośnik włoskiej kuchni od razu zorientuje się, że sery, makaron i oliwa nie pochodzą z Włoch. Zresztą polscy mleczarze od pewnego czasu produkują włoskie sery, takie jak burrata, ricotta, o mozzarelli nie wspominając. Są sporo tańsze niż oryginalne sery włoskie, po które należałoby się udać do włoskich delikatesów, które znajdują się w każdym dużym mieście.
Ministerstwo ds. ochrony „made in Italy”
Premier Włoch Giorgia Meloni powiedziała „dość” i chce bardziej chronić markę „made in Italy”. Dowodem na to jest już choćby przemianowanie Ministerstwa rozwoju gospodarczego na Ministerstwo ds. firm i Made in Italy.
Wszystkie opisane powyżej działania: zmienianie przepisów, stosowanie produktów niepochodzących z Włoch oraz wytwarzanie towarów bazujących na rozpoznawalnych włoskich markach jest określane – a angielskiego, a nie włoskiego – „Italian sounding” („włosko brzmiące”). Jak informuje PAP, w czołówce najczęściej fałszowanych produktów są sery: Parmigiano Reggiano i Grana Padano. Podróbek produkuje się więcej niż oryginałów. Wśród wędlin najwięcej jest podróbek szynki parmeńskiej.
Kulinarne przekłamania to sprawa wagi państwowej, o czym świadczy zaangażowanie ministra rolnictwa i suwerenności żywnościowej Francesco Lollobrigida. Chce on podjąć kroki zmuszające włoskie restauracje na całym świeci, by były włoskie nie tylko z nazwy.
– Dosyć z lokalami, które są rzekomo włoskie, ale używają zagranicznych produktów; dosyć z kucharzami, którzy nie umieją gotować po włosku i są obiektem drwin — powiedział w wywiadzie prasowym.